Uświęcanie pracy zawodowej i życia codziennego w nauczaniu bł. Alvaro del Portillo

Fragmenty z książki "Ścieżki świętości".

Czy nie pamiętacie, jaki, bardzo jasny sens, przypisywał nasz Ojciec [św. Josemaría] tym krótkim słowom z Księgi Rodzaju: ut operaretur? (Rdz 2, 15). Od początku istnienia Dzieła widział on, że Pan w tym fragmencie Pisma Świętego wyraźnie nam pokazuje, że posługuje się ludzką pracą – każdą szlachetną czynnością – byśmy współpracowali z Nim w rozwijaniu możliwości przyrody i w budowie świata. Jednak grzech oszpecił Boży projekt. Z powodu tego balastu wielu mężczyzn i wiele kobiet motywuje do pracy nie miłość do Boga, a egoizm; zamiast realizować ów projekt z mądrością, czynią to pobudzeni błędem i niewiedzą; nie zapominając ponadto, że – po pierwotnym upadku – ludzki wysiłek pociąga za sobą trud i zmęczenie. Jednak, jak naucza św. Paweł, „gdzie jednak wzmógł się grzech, tam jeszcze obficiej rozlała się łaska” (Rz 5, 20). Bóg okazał swoje miłosierdzie w sposób niesłychany: „Słowo stało się ciałem i zamieszkało wśród nas” (J 1, 14). To wielka tajemnica Bożej miłości (…). Słowo, przez które wszystko się stało (por. J 1, 3), zostało wcielone, nie przestając być prawdziwym Bogiem; miłowało ludzkim sercem; pracowało rękami takimi jak nasze; doświadczało tych samych, co my, ograniczeń i trudu, oprócz grzechu. Od tego momentu wszystko nabrało nowego znaczenia, nowej wartości. „Praca – jako podjęta przez Chrystusa – jawi się nam jako rzeczywistość odkupiona i odkupiająca” (To Chrystus przechodzi, 47). Rzeczywistość odkupiona, ponieważ Pan nadał jej z powrotem właściwy sens: uczynił możliwym, by osobista praca każdego z nas, wykonana do końca i z miłości do Boga, przyczyniała się do dopełnienia dzieła stworzenia. Rzeczywistość odkupiająca, ponieważ zbawił nas również dzięki swojemu długoletniemu życiu ukrytemu, upływającemu dzień po dniu w szlachetnym mozole bieżącej pracy zawodowej.[1]

Pierwszym warunkiem uświęcenia pracy i uświęcenia siebie przez pracę jest dobre jej wykonywanie, z ludzką doskonałością (…). Mamy okazję dokonania głębokiego i odważnego rachunku sumienia: czy wykonuję moją pracę sumiennie, wyciskając godziny, by uzyskiwać z nich jak najwięcej, nie ustępując ani trochę przed lenistwem? Czy pragnę poprawiać z dnia na dzień swoje przygotowanie zawodowe? Czy zwracam uwagę na szczegóły, by dobrze ukończyć dzień mojej pracy? Czy obejmuję z miłością Krzyż – przeciwności, trudności, zmęczenie pracą – z którym stykam się w codziennej pracy? Jeśli tak postępujesz, moje dziecko, zapewniam cię, że już zacząłeś uświęcać swoją pracę i uświęcać się poprzez pracę.[2]

Nie możecie zgodzić się na rutynowe, pospolite, byle jakie wykonywanie swoich czynności. Musicie wkładać w wasze zajęcia – jakiekolwiek by nie były, bo wszystkie ludzkie prace, z wyłączeniem tych, które splamione są grzechem, posiadają swoje piękno i swoją wartość – wysiłek, chęć bycia coraz doskonalszym, inicjatywę, wizję całości, ducha służby, dbałość o szczegóły, kompetencję zawodową. W ten sposób, przedstawiając je Bogu, przyczynicie się, każdy we właściwym sobie środowisku, do dobrobytu tych, którzy was otaczają, do rozwiązania problemów społeczeństwa, w którym żyjecie, do rozwoju cywilizacji ludzkiej i, mocą łaski, do zbawczego dzieła Chrystusa.[3]

Pamiętajcie, że do podejmowania właściwych wyborów w dziedzinie zawodowej, a tym mniej do uświęcenia się przez pracę, nie wystarczy jedynie czysta intencja na początku. Potrzebna jest postawa ciągłej poprawy, która objawia się w różny sposób: gotowością do poprawy, gdy popełniło się błędy w ocenie środków; pragnieniem polepszenia własnej formacji; szczerymi chęciami poznania, praktykowania i szerzenia nauk Kościoła w odniesieniu do najważniejszych zagadnień związanych z pracą ludzką, jak i z własnym zawodem czy stanowiskiem.[4]

Dobrze wykonana praca staje się lekarstwem do oczu, które pomaga dostrzec Boga we wszystkich okolicznościach życia, we wszystkich rzeczach. I stało się to właśnie w naszych czasach, gdy materializm stara się przemienić pracę w błoto, które zaślepia ludzi, nie pozwalając im patrzeć na Boga.[5]

Ale samo to nie wystarczy. Ileż jest na świecie ludzi błyskotliwych, a nawet mądrych, jeśli chodzi o zakres ich zawodu, ale dla których praca staje się zasłoną przesłaniającą Boga, gdy powinno być dokładnie odwrotnie! (…) Zawsze w pracy bądźcie zwróceni ku Bogu, nie ku ludziom, wiedząc, że Pan obserwuje każdy wasz wysiłek, nawet najbardziej ukryty. Pracujcie, pragnąc jedynie oddać Mu chwałę – Deo omnis gloria! – i umieścić Chrystusa pośród wszystkich działań ludzkich. Pracujcie w ścisłej jedności z naszym Panem, Jezusem, przylgnąwszy do Jego odkupieńczej misji, która uwiecznia się w Świętej Ofierze Mszy.[6]

Dobra praca i praca z miłości to pojęcia ściśle ze sobą związane, niczym odbicie związku między Mądrością a Miłością w Trójcy Przenajświętszej. Praca dobra, doskonała w wymiarze ludzkim i nadprzyrodzonym, wymaga podjęcia wysiłku z miłości. Nie chodzi mi teraz o wspaniały konkretny efekt jakiegoś działania, ale o zaangażowanie, które powinniśmy włożyć. Praca dobrze wykonana to nie jest to samo, co praca, która dobrze wychodzi. Pszczoły tworzą doskonałą strukturę plastrów na miód, a sam miód produkują wspaniały, ale nie pracują, bo nie są zdolne do kochania. Znaczenie ma wewnętrzne nastawienie, a nie efekt. Dominus autem intuetur cor (1 Sm 16, 7), Pan patrzy na serce – tu właśnie jest klucz do dobrego lub złego wykonania pracy.[7]

Przemiana pracy w modlitwę, w dar wdzięczności dla Boga, przez jednoczenie jej z Ofiarą Ołtarza, w rzeczywistość uświęcaną i uświęcającą, stanowi istotę ducha Dzieła. Przesłanie to powinniśmy przekazywać, powinniśmy pokazywać wielu duszom siłą przekonujących słów i wymownym świadectwem naszego postępowania. Ale jak byśmy wypełnili to Boże polecenie, gdybyśmy nie podejmowali wysiłku, by zrealizować je hojnie w naszej codziennej pracy? Nie wystarczy więc mówić innym o uświęceniu pracy. Byłoby to jedynie puste stwierdzenie, gdyby nie zostało poparte zdecydowaną walką o autentyczne uświęcenie, dwadzieścia cztery godziny na dobę. Wynik ten, choć zasadniczo jest dziełem łaski Bożej, jest też efektem osobistego wysiłku – ciągłego, wytrwałego, niestrudzonego – wielu lat walki o trwanie w obecności Bożej (…). Temu, kto szczerze stara się oddawać Bogu każdą swoją pracę, takiemu mężczyźnie, takiej kobiecie, którzy wykorzystują różne okoliczności i zdarzenia związane z pracą zawodową do wznoszenia swojego serca ku Bogu i Maryi, do umartwienia swoich upodobań i skłonności, do myślenia o dobru innych – temu, kto tak postępuje, Pan nie przestaje udzielać obficie swojej łaski.[8]

Musimy podjąć jeszcze większy wysiłek odkrywania i doceniania wielkiej nadprzyrodzonej wartości zwyczajności, skromności, prostoty. Ze Świętą Rodziną do wielkiej epopei Odkupienia w pełni wkracza codzienna praca, modlitwa i służba zwyczajnego życia. Bóg przyjmuje wszystkie codzienne zajęcia, nawet to, co wydaje się małe czy wręcz bez znaczenia, by nadać im wybitne miejsce w swoim planie Zbawienia i uświęcenia. Jasność tej gwiazdy, Maryi, wyłania dla nas nowe odcienie olbrzymiej wartości małych rzeczy, tego, co z wiarą i miłością ofiarowane jest w ukryciu. Pamiętajcie więc w każdej chwili, wypada nam wykonywać codzienne czynności z pełnią wiary. Potrzebujemy wielkiej nadprzyrodzonej wizji; musimy nauczyć się od Maryi odpowiadać zdecydowanym i mocnym „tak” na to, czego Bóg od nas żąda.[9]

Wiele jest osób – nie wyłączając nas, ciebie i mnie – które stale poszukują cudów, dziwnych lub przyciągających uwagę kombinacji, porzucając jednocześnie lub wykonując po partacku zasadnicze obowiązki wynikające z ich pracy lub stanu. Podczas naszej pracy dobrze wykonanej, uczmy dusze innego nastawienia, podążania wskazywaną nam przez Boga drogą świętości, która jest w zasięgu wszystkich. Dlatego właśnie musimy „przesadzać” – choć w tym obszarze przesada nie istnieje – w tym, co dotyczy naturalności postępowania i wizji nadprzyrodzonej w naszym zwyczajnym życiu. Odkrywamy tu pełne bogactwo ascetyki małych rzeczy, o której niestrudzenie nauczał nas święty Założyciel.[10]

Prośmy Ducha Świętego o to wielkie światło: o umiejętność docenienia ogromnej mocy odkupieńczej wielu drobnostek, tego, co codzienne, powtarzalne i skromne, a wykonywane z miłości i z miłością. Zobaczcie, że te drobnostki to pewna droga umożliwiająca osiągnięcie wielkości i heroizmu. Olbrzymim błędem byłaby idea, myśl, że ten kierunek oznacza porzucenie wyższych horyzontów lub zgodę na przeciętność. Przeciwnie, na tej bezpiecznej drodze, iter tutum, kryje się, choć przed Bogiem jaśnieje, wielkie bohaterstwo skutecznego apostolstwa na tym „bezbrzeżnym morzu” naszych codziennych marzeń. Postawa pogardy wobec małych rzeczy uniemożliwia przemienienie żywych pragnień odkupienia w wyrazistą rzeczywistość, w owo quid divinum, właściwego wszystkim okolicznościom, co dotyka i przemienia, dzięki łasce, życie mężczyzn i kobiet na tej ziemi. [11]


[1] List pasterski, 1 XII 1991.

[2] List pasterski, 1 X 1984.

[3] List pasterski, 24 IX 1978, 45.

[4] List pasterski, 1 VII 1986.

[5] List pasterski, 30 IX 1975, 20.

[6] List pasterski, 1 X 1984.

[7] List pasterski, 1 XII 1991.

[8] List pasterski, 1 X 1987.

[9] List pasterski, 2 II 1979, 8.

[10] List pasterski, 1 VIII 1993.

[11] List pasterski, 1 IX 1988.