O okularach zgubionych w morzu

Spacerowałem z żoną po plaży i zgubiłem okulary. Była to moja jedyna para, a bez nich nie jestem w stanie pracować. Pomyślałem o Don Alvaro i w myślach modliłem się ...

Wraz z żoną bardzo lubimy przechadzać się po morskiej plaży. Żona choruje na łuszczycę – uciążliwą chorobę skóry. Te spacery są dla niej bardzo przyjemne i przynoszą jej ulgę. Najczęściej chodzimy późnym popołudniem, kiedy jest mniej ludzi i panuje większy spokój.

TO SIĘ ZDARZYŁO WTEDY, KIEDY MOJA ŻONA BRODZIŁA PO PŁYTKIEJ WODZIE PIĘĆDZIESIĄT DO STU METRÓW OD BRZEGU

Pewnego dnia, kiedy pogoda szczególnie zachęcała do kąpieli, poprosiłem żonę, by przechowała moje okulary. To jedyna para, jaką mam, a bez nich nie jestem w stanie pracować.

Po wyjściu zauważyliśmy, że upuściła je do wody. Bez większych nadziei zaczęliśmy poszukiwania. Żona brodziła 50 do 100 metrów wzdłuż brzegu, po piaszczystym dnie, na głębokości około pół metra. W takich warunkach trudno było odnaleźć zgubę.

Pomyślałem o Don Alvaro i w myślach modliłem się: „Wiem, że to nie jest kwestia życia lub śmierci, ale ty, który wstawiłeś się już za tak wieloma ludźmi, pomóż mi”. Pomyślałem również: „Takie rzeczy zawsze się zdarzają innym...” Ale nalegałem: „Don Alvaro, ty, który wyświadczasz tak wiele łask, pomóż nam odnaleźć okulary”.

Wtedy spojrzałem w dół i zobaczyłem je. Leżały tuż u moich stóp. Zamarłem! Z radością krzyknąłem do żony, która szukała kilka metrów dalej: „Znalazłem je! ” A potem powiedziałem: „Prosiłem Don Alvaro i spójrz... oto one!". Odpowiedziała mi: „Ja też go prosiłam”.

J.I.L.